No i wekend popsuty.
Wróciłam z pracy zadowolona i szczęśliwa, bo to w końcu piątek. Piję kawę z opiekunką mojej córci a tu nagle dzwonek do drzwi. Otwieram i oczom nie wierzę Pan Posterunkowy/Dzielnicowy. W pierwszej chwili, pewnie zrobili mi fotkę, ale dlaczego przychodzi wręczyć ją osobiście? Słucham co Pan mi opowiada i jak przez mgłę zaczyna do mnie docierać, że jestem oskarżona o spowodowanie kolizji. Myślę albo udaje że myślę, bo z wrażenia usiadłam. Miejsce i godzina - chyba się zgadzają, bo to właśnie o tej porze odwożę tam moją mamę do pracy. Nagle olśniewa mnie - przecież pan mówi o poniedziałku a w tym dniu tygodnia ja mam później do pracy i mamy nie podwożę. No i jeszcze jedno z zeznań świadka wynika czarno na białym, że tą kolizję spowodowałam samochodem męża - niemożliwe. Samochodu męża nie dotykam od miesiąca kiedy to wyjeżdżając z garażu w bramie nie zmieściło się jedno z bocznych lusterek. Ktoś mnie wrabia? Nie jestem sławna, aby bawić się ze mną w ukrytą kamerę! O co tu chodzi? Żarty, ale dlaczego moim kosztem? No i ten naoczny świadek - podał numery rejestracyjne samochodu męża i stwierdził, że prowadziła go kobieta w moim wieku. Tym Pan Posterunkowy także mnie zaskoczył, bo zawsze myślałam, że nie wyglądam na swój wiek. Złożyłam zeznania, podpis i mam czekać. Ile czekać i na co? Jestem niewinna ......... Ale kogo to obchodzi, mam popsuty dzień, zdenerwowałam się i jestem zła, bo jakaś łajza zeznała, że mnie tam widziała a to niemożliwe. I co ja mam robić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz